Czasem, niektóre książki wcale nie zachęcają, by wziąć je do ręki. Do tej grupy zalicza się „Hrywda”. Pobieżnie kartując strony, nieodzowne staje się skojarzenie z jedną z najbardziej znienawidzonych lektur. Porównanie utworu z „Chłopami” Reymonta, jest, jak się wydaje nieuniknione, ale co ciekawe książka Rodziewiczówny kładzie nacisk na zupełnie inne aspekty, niż te podkreślane przez naszego noblistę. Choć na początku ciężko wtopić się w przedstawianą rzeczywistość, to jednak ostatecznie warto ją poznać.
No ale po kolei… Tytuł powieści to nazwa miejscowości, w której umieszczona została akcja.. Zawzięty geograf znajdzie jej odpowiednik na terenie dzisiejszej Białorusi, ale należy wiedzieć, że kiedy autorka o niej pisze, tereny te należą do terytorium naszego kraju. Paradoksalnie, czytelnikowi wydaje się, że ta wioska leży na końcu świata i doskonale nadaje się na miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Główna oś fabuły skupia się wokół losów dwóch rodzin. Huce są dosyć dobrze sytuowani, choć przez niektórych uznawani za zdrajców, gdyż nie ukrywają, że żyją z usług dla właściciela tych ziem. W opozycji do nich wegetuje rodzina Hubeniów. Sydor, głowa rodziny, tworzy istne piekło dla swoich bliskich. Jako nałogowy alkoholik nie szczędzi swojej rodziny. Pod wpływem jednego z ataków szału katuje swoją żonę doprowadzając ostatecznie do jej śmierci. Mogłoby się wydawać, iż takie zachowanie powinno spowodować otrzeźwienie. Wśród ludności wiejskiej dominuje jednak pogląd o biciu kobiet z miłości. Z dnia na dzień w chacie Hubeniów zaczyna dziać się coraz gorzej. Głowa rodziny nadal przesiaduje w karczmie, a wszystkie gospodarskie obowiązki przejmuje Kalenik.
Chłopak to sierota. Przyszedł do swojego wuja po śmierci rodziców i po pewnym czasie stał się prawdziwym gospodarzem. Książka to zapis roku z jego życia przepełnionego bólem, strachem i nadzieją na lepsze jutro. Tym, co wyróżnia młodzieńca, jest niespotykana miłość do ziemi przodków oraz zwierząt. Jego praca jest doceniana przez wszystkich – oprócz domowników, co powoduje coraz większą frustrację młodzieńca. Bohater pragnie poślubić Łucysię, piękną, pracowitą dziewczynę, która mieszka z matką w jednym z najuboższych domów, Na przeszkodzie staje zarówno opinia sąsiadów, jak i osobiste przekonanie Kalenika, iż spełnienie pragnień będzie oznaczało zdradę przyjętych przez niego przekonań, by jak najmniej kontaktować się z dworem, gdzie usługuje jego ukochana. Punktem honoru staje się również zapewnienie określonego stanu majątkowego wybrance, co jest rzeczą niewykonalną, przy pijaństwie wuja. Pojawia się szansa by zmienić los, tylko czy bohater to dostrzeże i wykorzysta?
Autorka obrazuje w dość specyficzny sposób ludność chłopską. Nie brak w jej naturalistycznych scen katowania i bestialstw wewnątrz społeczeństwa wiejskiego. Niemal na każdym kroku obserwuje się znieczulicę, a stopniowo postępująca demoralizacja przeraża. Ludzie nie boją się otwarcie okradać nie tylko dworu, ale również swoich sąsiadów, Religijność jest na pokaz, bo przecież i tak prym wiedzie wiara w gusła. Na tym tle Huce to swoista oaza dla głównego bohatera, który się jednak jej boi.
Chyba jedyną wadą książki jest jednostronne spojrzenie i idealizacja właścicieli ziemskich. Autorce nie udało się ukryć swojego pochodzenia co widać w postawie łaskawego Pana, który w pewnym momencie przyzna, że jest pobłażliwy, gdyż raczej nie wierzy w naukę zwykłych rolników, poza kilkoma wyjątkami. Taki punkt wynika prawdopodobnie z przeżyć rodziny Rodziewiczówny, którzy byli zesłani w związku z pomocą w powstaniu styczniowym. Po latach banicji młoda Maria wróciła do kraju i z czasem przejęła folwark w Hruszowej.
Powrócę na chwilę do porównania „Hrywdy” z „Chłopami”. Nie da się ukryć swoistych podobieństw. Zacznijmy od głównej tematyki utworu. Na tle innych pozytywistów pisanie o ludności wsi nie było niczym szczególnym. Rodziewiczówna zrezygnowała z kwiecistych opisów przyrody, choć widać podział powieści na dwanaście rozdziałów zatytułowanych nazwami miesięcy (od stycznia do grudnia). Autorka generalnie zastosowała dialog do pokazania działań postaci. Gdy u Reymonta powieść wydaje się opisem hermetycznej społeczności, tutaj w tle mamy zarządcę folwarku, który choć w fabule pojawia się sporadycznie, to jednak ma wpływ na życie ludzi.
Generalnie polecam podróż do literackiej Hrywdy, przede wszystkim ze względu poruszające sceny i niezwykły obraz głównego bohatera. Osobiście jednak nie preferuję mojego wydania, gdyż przypisy do tekstu są zamieszczone w nawiasach, a nie u dołu strony, co może zakłócić rytm czytania.
Pierwotnie tekst ukazał się na blogu pod adresem:Inna Perspektywa
Naprawdę nie lubisz "Chłopów"? Moją chyba największą porażką z lektur szkolnych byli "Ludzie bezdomni", których w ogóle nie dałam rady przeczytać, a "Chłopów" wspominam całkiem nieźle, podobnie zresztą jak "Nad Niemnem", tak znielubione przez wielu.
OdpowiedzUsuńRodziewiczówna starała się pokazywać problemy społeczne na Polesiu, ale niezmienną cechą jej twórczości było przedstawianie ziemiaństwa jako ostoi prawości i ładu. Oczywiście, było to zbyt jednostronne, ale jej doświadczenia rodzinne nieco usprawiedliwiają tę wizję.
Ja mówiłam tylko ogólnie. Sama chyba nie powiedziałabym, że nie lubię "Chłopów". Nawet myślę, że wrócę kiedyś zarówno do Reymonta, jak również Orzeszkowej.
Usuń