Trzecia wyprawa na Kresy pozwala znowu ujrzeć świat zapisany we wspomnieniach, bezpowrotnie utracony, opuszczony, lecz nie pusty - po prostu inny, taki, który czasami zaciera ślady przeszłości. Trasa wiedzie przez Zaleszczyki, Kosów, Chodorów, Kałusz, by, o dziwo, odpocząć na chwilę w chorwackim kurorcie znanym przed wojną jako Abacja (Opatija).
Zdjęcia uratowane, wydobyte ze starych albumów, może poddane pieczołowitej renowacji - były zapisem chwili wyjątkowej, uroczystości rodzinnej, lokalnej, ale i pozowanego dostojeństwa uwidocznionego w portrecie. Różny los był pisany ludziom utrwalonym na kliszy fotograficznej na wieczną pamiątkę. W chwili, gdy są przed obiektywem, cieszą się życiem, troszczą o zdrowie, pracują, wypoczywają, zapobiegliwie inwestują, gromadzą majątek, pracują społecznie, przeżywają swoje duże i małe radości. Żyją tak, jakby czas był im przychylny, ale i łaska życia w owym "gniaździe ojczystym" widocznym w tle zdjęcia.
Innym rodzajem odkrywania owej kresowej Atlantydy są pocztówki z miast i miasteczek, bywa że zapisanych i wysłanych do najbliższych lub znajomych. Są na nich obiekty zadbane. Są i pieczęcie, plakaty reklamowe, zebrane huculskie gwizdki - drobiazgi, które z czasem stały się wyjątkowe.
Cechą cyklu książek o Kresach jest pospieszne wejrzenie za kulisy historii wielkiej, ale i małej, lokalnej. Autora interesują ludzie, którzy zapisali się w annałach miast i miasteczek, w których się zatrzymuje. Wskazuje ich działalność lub tylko wymienia z nazwisk, toteż książka staje się specyficznym albumem mieszkańców, szczególnie tych "wyjechanych" (by użyć słowa Sebalda). W tomie trzecim podkreśla się rolę przedsiębiorczości niektórych mieszkańców, bo Kresy to nie tylko rolnictwo, ale i przemysł, całe rzesze wykształconych osób, którzy następnie pracowali w pokrewnych branżach w nowych granicach Polski. Planując działalność, czerpano wzorce u najlepszych. Był czas pracy, ale i przyjemnych zabaw, inwestowania w kulturę.
Zaleszczyki, "Podolska Riwiera", to nie tylko pachnący morelami, miodem i winnicami kurort z wyjątkowym mikroklimatem, ale też miejsce, w którym postawiono na rozwój sadownictwa na szeroką skalę. Szkolnictwo, podolskie winnice miały swój okres wzlotu i sławy, by po wojnie zostać unicestwione. Wśród sławnych gości był Jan Kasprowicz, który tam, sam cierpiąc, napisał zaskakujący hymn "Święty Boże..." Nie ma już tych Zaleszczyk.
Kosów, huculskie Davos, było równie chętnie odwiedzane dla zdrowia, kondycji fizycznej. Słynny Zakład Przyrodoleczniczy doktora Tarnawskiego propagował zdrowy styl życia. "Najzdrowsze jest to, co zostawisz na talerzu", "Nie przekarmiaj się, nie będziesz chorował", po prostu - "Władaj sobą" - jak głosiło hasło na bramie zakładu. To też zaprzepaszczono. Z kolei rozwój ceramiki huculskiej nierozerwalnie łączy się z Aleksandrem Bachmińskim (jak się podpisywał, choć obecnie próbuje się mieszać, by jego pochodzenie było jednoznaczne, zmieniając nazwisko). Specyficzny styl jest kontynuowany i chętnie podrabiany.
Chodorów z kolei to symbol przemysłu cukrowniczego na Kresach. Wielu pracowników przeszło później do pracy w okolicach Raciborza i Baborowa. W mieście postawiono wyjątkowy pomnik - buraka cukrowego.
Kałusz wyróżniał się prężnym zakładem produkującym dzwony (ludwisarnia Felczyńskich), ale i zakładami TESP (Towarzystwo Eksploatacji Soli Potasowych).
Dlaczego dołączył autor Abację? To popularny i najbliższy Polakom letni pokój, gdy ziąb nastał już w Truskawcu, Morszynie, Zaleszczykach. Zjeżdżali tam arystokraci, politycy, pisarze i ci, których było stać na taki wyjazd. "Kto tam był raz, to zawsze będzie musiał tam wracać" - pisał K.K. Baczyński we wspomnieniach.
Iluż sławnych ludzi odwiedzało Kresy! Iluż miało tam swoje korzenie!
Zaplanowany ciąg dalszy nastąpi. Kolejne nazwiska, zdjęcia, losy indywidualne i wspólne. To jedyna Atlantyda, która pozostawiła ślady mimo unicestwienia.
W owej starannie wydanej publikacji dostrzega się jednak parę literówek, ale i taki kwiatek jak zniekształcony tytuł książki Antoniego Ossendowskiego, który powinien mieć zapis: "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów", a nie "Zwierzęta, ludzie bogowie" (s. 107).
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Niecodziennik literacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz