środa, 5 listopada 2014

Stanisław Sławomir Nicieja, Kresowa Atlantyda. Historia i mitologia miast kresowych, Tom IV: Kołomyja, Żabie, Dobromil




Zanurzam się w kresowej przeszłości, poznając nowych ludzi, zdjęcia z albumów, pocztówki, przebłyski pamięci, lecz i rodzinne wspomnienia, tęsknoty zapisane w książkach z cyklu Kresowa Atlantyda. To już czwarty tom biorę do ręki, a z nim mam możliwość poznania kolejnych miast. W Kołomyi byłam niedawno dzięki stronom trylogii Stanisława Srokowskiego, a teraz odkryłam nowe miejsca, historię, która miała być kontynuacją przeszłości, nie porzuceniem, wyrwaniem, żalem. Jakże pięknie kolorowa i inspirująca artystów była Huculszczyzna. Gdzieś z boku czekał na zainteresowanie Dobromyśl jakby przez przypadek pozostawiony po niewłaściwej stronie granicy.

Zaskakujące jest odkrywanie, a czasami rozpoznawanie działań społecznikowskich, które istniały obok troski o własną rodzinę, kariery tych, którzy się kształcili, wykorzystania zdobytej wiedzy w praktyce życia codziennego dla siebie i innych, talentów niezakopanych, gdyż niektórzy w czasach nam bliskich istnieli w innych miejscach, innej rzeczywistości, a wreszcie zainteresowania twórczością ludową, by ją upowszechnić także poza granicami. Jest przeszłość i okaleczona, jeszcze niedoceniona przez nowych mieszkańców tamtych ziem teraźniejszość.

Kołomyja nie pomyja
Kołomyja miasto
A dziewczyny tam smakują
Jak pszeniczne ciasto (...)


 - a oprócz przyśpiewek, kołomyjka-taniec, powiedzenie Anglik z Kołomyi, które ma swoje logiczne i wcale nie ironiczne pochodzenie. Kołomyjanie do dziś pielęgnują wspomnienie o swojej małej ojczyźnie na emigracji i w kraju. Gdy zaistniała możliwość, zaczęli organizować się, spotykać, wydawać książki, okolicznościowe biuletyny. W obraz miasta na stałe wpisał się słynny pociąg Kołomyja-Peczeniżyn, który przejeżdżał przez całe miasto, wożąc ludzi i ropę naftową z szybów w Słobodzie Rungurskiej i Peczniżynie do miejscowej rafinerii. Inną ciekawostką było Muzeum Pisanki jako część utworzonego w 1892 roku przez hrabiego Edmunda Starzeńskiego Muzeum Pokuckiego. Nazwisk rodzin wywodzących się z Kołomyi można by wymieniać długo, a i ich zasługi byłyby niemałe. Gdy pisze się o Kresach, zawsze musi pojawiać się wątek martyrologiczny dotyczący czasów wojny. To też historia, która zwraca uwagę na to, że i za dobro niektórzy nie otrzymali tego samego.

W książce Żabie, największa wieś w II Rzeczypospolitej, prezentuje Huculszczyznę, niezwykłe zjawisko folklorystyczne w sercu Karpat Wschodnich. Tu autor książki skupia się na popularyzatorach tego miejsca: Józefie Wittlinie, Stanisławie Vincenzie, Karolu Bołoz-Antoniewiczu, Ferdynandzie Antonim Ossendowskim, by wspomnieć tu tylko niektórych, którym poświęcona jest uwaga w książce. Tajemniczy lud, piękny zakątek i niezwykły zmysł artystyczny prostych ludzi.

Czerwony pas, za pasem broń,
I topór, co błyszczy z dala, (...)
Tam szum Prutu, Czeremoszu
Hucułom przygrywa, (...)

Huculi obecni w literaturze, sztuce aż do spisania ich dorobku w księgach - a pierwszą podjął żabieński historyk Jurij Huluk - to temat obszerny. Wiele dobrego uczyniono dla tego miejsca. Niestety, piękne i okazałe Muzeum Huculskie w Żabiem uległo zagładzie w czasie wojny, a zbiory zniszczone lub rozkradzione. Współczesne zbiory lokalnych miłośników sztuki i utworzonego w latach 90. XX w. Muzeum Huculszczyzny są skromniejsze. Z ciekawych postaci związanych z Żabiem należy wspomnieć Józefa Korzeniowskiego dzięki jego Karpackim góralom, Stanisława Skarbka (tego, z którym rozwiodła się wcześniej Zofia Jabłonowska, by poślubić Aleksandra Fredrę), gdyż po przemianie w filantropa i mecenasa utworzył niezwykle pożyteczną Fundację Skarbkowską, Jurija Huluka i miejscowego oryginała, "bujnego Hucuła" - Szekeryka. Wyprawy piesze po huculskich szlakach to również dzisiaj byłby raj dla wędrowców.

Ostatnia miejscowość - Dobromil - śpi, wspominając dawną wspaniałość. Tu też odnajdujemy znane nazwiska i postacie miejscowych wyrazistych sylwetek obywateli różnych profesji. Także i tu okrutna, wojenna zbrodnia dotknęła mieszkańców w dobromilskiej salinie.

Zamykam tom, by jeszcze kiedyś wrócić do materialnych dowodów pamięci. Nic nie jest wieczne, a fotografia to potęga.
 
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Niecodziennik literacki



2 komentarze:

  1. "Kresowa Atlantyda"... lubię sobie tak myśleć o całym zjawisku, o tym, że lubimy i tęsknimy do literatury o ziemi utraconej, o takiej mitycznej Atlantydzie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Historia ludzi, którzy kształtowali tamte obszary i wiedza, że nie można cofnąć czasu.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...