Ostatnio ciągnie mnie jakoś do XIX wieku. Zarówno do klasyki, utworów wówczas powstających, jak i do książek o tym okresie opowiadających. To główny powód, dla którego sięgnęłam po "Bohiń".
Czymże jest Bohiń (mnie przed przeczytaniem nazwa wydawała się nieco tajemnicza)? To rodzinna posiadłość Konwickich na Wileńszczyźnie, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Główną bohaterką jest Helena Konwicka - babka autora. Tadeusz Konwicki swojej babki nigdy nie poznał, ale wydaje się, że tworząc jej postać nadał jej sporo własnych cech. I tak oto Helena jawi się czytelnikom jako kobieta dość wrażliwa, skłonna do głębokiej autorefleksji, która nie przyjmuje rzeczywistości bezkrytycznie, lecz stara się wszystko dokładnie przeanalizować i zrozumieć. Poznajemy ją gdy kończy 30 lat. Helena wie, że to najwyższy czas na podjęcie decyzji o zamążpójściu (według ówczesnych standardów uchodzi już w sumie za starą pannę), ale robi wiele, żeby ją jeszcze nieco odsunąć w czasie. Jej konkurent, hrabia, stara się wywrzeć na niej presję, jako że sam aby nie stracić majątku musi się ożenić przed ukończeniem 40. roku życia (według plotek zapisu takiego w testamencie dokonał jego ojciec, w obawie że skłonność hrabiego do mężczyzn zaważy negatywnie na jego decyzjach życiowych). Kiedy Helena z bólem serca wreszcie godzi się na małżeństwo z hrabia, poznaje Eliasza - Żyda, który zaczyna u niej pobierać lekcje pisania i czytania. Jego analfabetyzm okazuje się jedynie wymówką do tego, żeby zbliżyć się do Heleny, w której od wielu lat jest zakochany. Romans, który się między nimi nawiązuje nie jest typową historyjką z happy endem, ale jak się kończy to już nie zdradzam :-)
Czy "Bohiń" jest romansem? Nie. Jest opowieścią o świecie, którego już nie ma. Wileńszczyzna w latach 70-tych XIX wieku to ciekawe miejsce, w którym spotyka się z jednej strony zubożała szlachta polska (której odebrano i rozparcelowano majątki), która pielęgnuje w sobie ducha patriotycznego i romantyczną tradycję popowstańczą a z drugiej strony ci, którzy z rosyjską władzą dogadują się dobrze i którzy dążą do utrzymania status quo - tropią każdy ślad myślenia czy zachowania "wywrotowego". Do tego dochodzi jeszcze społeczność żydowska, nieco odizolowana od Polaków ale jednocześnie odgrywająca istotną rolę, szczególnie w zakresie gospodarczym. Wzajemne relacje tych grup - sympatie i animozje - są głównym tematem książki.
Klimat powieści jest senny, spokojny i cichy. I dlatego choć jest to książka dość cienka, to myślę, że dla wielu osób, które liczą na szybkie zwroty akcji, jej lektura może okazać się zbyt nużąca. Mnie momentami nieco męczyła, nie do końca mogłam zatopić się w niektóre opisy przyrody, chciałam, żeby "coś się działo". Pewnie to też jest w dużym stopniu pochodną aktualnego stanu ducha. Ale w ostatecznym rozrachunku książkę oceniam wysoko :-)
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Książki z mojej półki
Tu nie można liczyć na szybkie zwroty akcji, bo Konwicki zaprasza swych czytelników do... zatopienia się w jego śnie...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie przedstawilas te ksiazke i z checia bym po nia siegnela, a wiec zapisuje na liste. Przy dzisiejszym tempie zycia z checia przenioslabym sie w czasy kiedy czego jak czego ale czasu to mieli w nadmiarze:) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za opisami, ale książka mnie pociąga... a nie czytałam jeszcze Konwickiego....na razie znam go tylko jako scenarzystę.
OdpowiedzUsuń