poniedziałek, 17 listopada 2014

Zofia Kossak, Pożoga






Jest pewien zwrot, który jest w stanie wywołać atak paniki nawet u najbardziej zaprawionych w bojach blogerów książkowych. Na jego dźwięk natychmiast gasimy komputery, wyłaczamy telefon i zaczynamy unikać listonosza. 
Polski debiut. Lektura wysokiego ryzyka. Także prawnego, gdyż zdarza się ostatnio, iż skrytykowani debiutanci straszą pozwami.
 
Pojawiają się głosy, że bezpieczniej stawiać w tej sytuacji na "autorów starej szkoły", zweryfikowanych przez upływ czasu i lata doświadczeń czytelniczych, wlasnych i cudzych. "Pożoga" Zofi Kossak wydawała się tutaj pewniakiem. Niestety - nie wzięłam pod uwagę, że nawet najlepszy pisarz kiedyś debiutuje.
 
Mistrzyni stylizacji pisze tutaj tak, jak wydawało mi się, że będzie pisać Rodziewiczówna - podniośle i z wykorzystaniem wszelkich możliwych kalek językowych. Sama zaś Rodziewiczówna z tego samego okresu (lata 20-ste: "Niedobitowski z przygranicznego bastionu") to gejzer ironii i sarkazmu. U Kossak-Szczuckiej straszą zaś lniane główki dzieci, westchnienia, achy i ochy. Tyle, jeśli chodzi o czytelnicze stereotypy.
 
Mimo wszystko warto jednak przebrnąć przez stylistyczne skamieliny, forma formą, ale liczy się przede wszystkim treść, a ta momentami frapuje i skłania do myślenia. Zofia Kossak była żoną administratora jednego z  wołyńskich majątków należących do Józefa Potockiego - Nowosielicy.
 
Na Wołyniu spędziła większą część swojego życia (jako dziecko przeniosła się wraz z rodzicami z Lubelszczyzny), tam też była świadkiem wybuchu rewolucji październikowej i dwóch burzliwych lat, które nastąpiły potem, kiedy to Ukraina wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk: bolszewickich, niemieckich, a także ukraińskich spod kilku sztandarów.
 
Autorka stara się możliwie wiernie oddać przebieg wydarzeń, nie wybiega do przodu, nie umieszcza w tle informacji, których wówczas nie miała (na przykład na temat przebiegu frontów).
 
Jest to zapis końca świata, ale nie taki, jak byśmy się spodziewali. Moja oczekiwania w stosunku do  tej książki zostały ukształtowane przez skojarzenia z Rzezią Wołyńską (1943). Tymczasem Szczucka pisze, że (przynajmniej początkowo), wydarzenia na Wołyniu były przede wszystkim zamachem na własność. Wcale nie miały też charakteru nacjonalistycznego (czyli w tym przypadku antypolskiego, a także, do pewnego stopnia antyżydowskiego). Dość powiedzieć, że słowo "pogrom" początkowo odnosiło się przede wszystkim do rabunkowych napadów na polskie dwory.
 
Jednak stopniowo sprawy zaczęły się wymykać spod kontroli, stopniowo rozkręcała się spirala przemocy.
 
Wiele tu także goryczy w stosunku do wojsk Piłsudskiego, którzy nie przyszli w porę z pomocą swoim rodakom.
 
Czy warto przeczytać tę książkę? Mimo zgryźliwego wstępu uważam, że tak. Polski rynek jest od 20 lat zalewany różnymi sentymentalnymi książczynami, ludzi którzy dawne kresy wschodnie oglądali co najwyżej na jakimś szkoleniu partyjnym. A tu przynajmniej mamy nie jakaś cienką podróbę, a oryginał. 


Tekst oryginalny ukazał się na blogu Filety z Izydora


5 komentarzy:

  1. "Stylistyczne skamieliny" mnie absolutnie nie przeszkadzały. To jest bardzo ważna książka. Emocjonalna? Tak. Dlatego prawdziwa. Mnie ta książka wzrusza za każdym razem, gdy do niej powracam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siłą tej książki jest to, że oparta jest na faktach. To, że jest emocjonalna chyba tylko bardziej porusza czytelnika...

      Usuń
  2. Pani Magdaleno, jeszcze co do Obertyńskiej ... Być może czytała Pani książkę napisaną przez Wandę Półtawską (późniejsza bliska współpracownica naszego papieża Jana Pawła II, niezwykła, barwna postać, do dziś czynna, o niesamowitej sile osoba, która przeżyła niemiecki obóz koncentracyjny dla kobiet w Ravensbrück), pod tytułem " I boję się snów". Książka, wspaniale napisana, cenna lektura. Bardzo polecam wszystkim, którzy nie mieli okazji się z nią zapoznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O przejmujących wspomnieniach Wandy Półtawskiej z obozu koncentracyjnego w Ravensbrück czytałam na jednym z zaprzyjaźnionych blogów. Książki jeszcze nie czytałam. Dziękuję za przypomnienie.

      Usuń
  3. 15.11.2014r. w Łagiewnikach miała miejsce premiera filmu Grzegorza Brauna pt:" Nie jestem królikiem doświadczalnym" o życiu m.in. w obozie w Ravensbrück niezwykle odważnej kobiety Wandy Półtawskiej..

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...